Archiwum 19 sierpnia 2007


sie 19 2007 wrażenia po "Grind House"
Komentarze: 3

Obejrzałam "Grind House Death Proof" i... muszę przyznać, że z tych wszystkich oszołomiastych filmów Tarantino ten był najbardziej znośny. Oczywiście nie, żeby było wiadomo o co chodzi, bo u niego przeważnie nie wiadomo. Film naładowany skrajnościami. Momentami to film dla nastoletnich panienek malujących sobie paznokcie, bo jest kilka scen z długimi dziewczyńskimi rozmowami (choć teksty dialogów już raczej nie dla nastolatek...), a miejscami tak brtalny, że aż obrzydliwy. Dialogi rzeczywiście powalają na kolana, podobnie jak sposób kręcenia. Nie wiem tylko czy w hołdzie autorowi to powalenie na kolana czy raczej z zaskoczenia...no dobra, generalnie warto zobaczyć, żeby wyrobić sobie własne zdanie. czasu spędzonego w kinie nie żałuję, zwracam honor małżowi-wielbicielowi no.1 "talentu" Tarantino. No i jeszcze tylko powiem, że trzeba ten film zobaczyć w kinie. Podejrzewam, że oglądany w domu nie zrobiłby na mnie żadnego wrażenia. O piratach na komputerze nie wspominam, bo tego sposobu oglądania filmów nie polecam, nie poperam, nie lubię i w ogóle jestem na "nie". Aaaa.... i jeszcze chętnie bym sobie ścieżkę dźwiękową na płycie kupiła, bo muzyczka oryginalna, nigdzie podobno nie publikowana.