Komentarze: 1
No widzisz Rebelka cicho, bo jakoś mnie tak otumaniło totalnie. Najpierw deprecha w rozmiarze XXXXL, a jak już zaczynam się pomalutku wdrapywać na powierzchnię z tego Rowu Mariańskiego, to szykują mi się rewolucje w życiu zawodowym. I mi i małżowi się szykują. Złożyłam dziś wypowiedzenie, siedzę i myślę, że jak nie wypali to zaapeluję u blogowiczów o zrzutę na chleb... Małż oczywiście szczęśliwy jak świnka w deszcz. On uwielbia zmiany zawodowe, lubi jak coś się dzieje, jak ma kupę nowych rzeczy na głowie. Ja nie lubię. Ja lubię to, co już oswojone i moje.
Weronika od wczoraj znów chora. Wytrzymała tydzień. No pięknie kurwa mać! Czy ja się do wiosny wykaraskam z apteki rozłożonej na blaciew kuchni, z zasmarkanych chusteczek powtykanych wszędzie, z wrzeszczenia w nocy, bo katar zatyka nos, z mierzenia co chwilę temperatury, bo jak rośnie powyżej 38 st. to u mojego dziecka nie ma na co czekać tylko jak najszybciej Pyralgin w czopku i modlić się żeby pomogło... No ja się pytam, czy ja się wykaraskam? Do dupy taka jesień. W domu zimno, że ząb na ząb nie trafia. W spółdzielni powiedzieli, że nie zaczną wcześniej grzać, bo nikt nie dzwoni. Jakby dzwonili toby grzali, a tak... nie czują, że zmino cholera! Może wszyscy mieszkają w domach i sobie palą w piecach. Ja niestety jestem motłoch, mieszkam w bloku i marznę. Taki los!