Komentarze: 5
No i pierwszy miesiąc pracy prawie minął. I co? I nic... fajnie jest i chciałabym żeby już tak zostało. Nie ma to jak budżetówka! Nie pieklę się z szefostwem o każdą duperelę, nie myślę jakby tu ukryć ich durne pomysły przed UKSem, nie siedzę do wieczora w robocie, nie wracam wściekła i zmęczona, nie myślę w czasie snu o robocie, mam czas na herbatę, kawę i drugie śniadanie, mam czas wyjść do wc... i jeszcze mi za to płacą! I to wcale nie aż tak źle. No i należy mi się urlop, wolne święta, wolne weekendy... No i co? Fajnie mam, nie?
Wczoraj zakupiłam w końcu buty na zimę. Jak ja nie cierpię takich zakupów. Mój małż wykazał się mega cierpliwością. Ja na jego miejscu już dawno uciekłabym ze sklepu daleko, daleko. A on cierpliwie wysłuchiwał moich narzekań, kiwał głową, wybierał, szukał rozmiarów. No cudny ten mój małż!
Rebelka, hasła nie wysłałaś!