Komentarze: 2
Obejrzałam "Grind House Death Proof" i... muszę przyznać, że z tych wszystkich oszołomiastych filmów Tarantino ten był najbardziej znośny. Oczywiście nie, żeby było wiadomo o co chodzi, bo u niego przeważnie nie wiadomo. Film naładowany skrajnościami. Momentami to film dla nastoletnich panienek malujących sobie paznokcie, bo jest kilka scen z długimi dziewczyńskimi rozmowami (choć teksty dialogów już raczej nie dla nastolatek...), a miejscami tak brtalny, że aż obrzydliwy. Dialogi rzeczywiście powalają na kolana, podobnie jak sposób kręcenia. Nie wiem tylko czy w hołdzie autorowi to powalenie na kolana czy raczej z zaskoczenia...no dobra, generalnie warto zobaczyć, żeby wyrobić sobie własne zdanie. czasu spędzonego w kinie nie żałuję, zwracam honor małżowi-wielbicielowi no.1 "talentu" Tarantino. No i jeszcze tylko powiem, że trzeba ten film zobaczyć w kinie. Podejrzewam, że oglądany w domu nie zrobiłby na mnie żadnego wrażenia. O piratach na komputerze nie wspominam, bo tego sposobu oglądania filmów nie polecam, nie poperam, nie lubię i w ogóle jestem na "nie". Aaaa.... i jeszcze chętnie bym sobie ścieżkę dźwiękową na płycie kupiła, bo muzyczka oryginalna, nigdzie podobno nie publikowana.
Taka połowa weekendu w środku tygodnia dobrze robi na ogólną atmosferę. A dziś już piątek! Idę dziś do kina na nowy film Tarantino "Death proof" czy jakoś tak. Nie trawię człowieka i jego filmów, ale jeśli małż lubi, to co ja mam powiedzieć. On też ze mną czasem na komedie romantyczne chodzi, nie? I pozwala obyczaje w tv oglądać, choć sam nie trawi. No to idę. Oby tylko nie zasnąć przez te 2 godziny. Maluch zostaje z mamą. Co ja bym bez niej zrobiła... mogę zawsze i o każdej porze zostawić córę i nie muszę tłumaczyć, wyjaśniać, pisać na kartce kiedy i o której ma zjeść, spać itd. Niby to już duża dziewczynka, ale lubi mieć wszystko o stałej porze. No tak już ma. Ja coś się przestawi, to potem przez kilka dni wypada z rytmu i trudno jej funkcjonować. Jak np. ze spaniem w dzień. Niby wytrzyma już bez drzemki (2 godzinna drzemka...), ale potem pada o 20.00, śpi do 6.00, wstaje rześka i radosna jak świnka w deszcz, potem w południe już jest klapnięta, śpi 3 godziny, potem wieczorem nie może zasnąć i taki kołowrotek trwa kilka dni.
Tak dziś sobie wykombinowałam, że w sumie to mam w zanadrzu jeszcze jeden zawód. No bo każda matka małego dziecka ma taki zawód. Mogłabym już dziś zostać negocjatorem FBI! Ha! Taki bezdzietny człowiek to sobie nawet nie wyobraża ile trzeba się nanegocjować z 3-latkiem, żeby nie mieć wojny od rana do wieczora, żeby ona myślała, że to ona decyduje, a w rzeczywistości jest sprytnie manipulowana przez niedobrą matkę. A wczoraj mi powiedziała jak na jej prośbę o picie odpowiedziałam "zaraz" (moje ulubione słówko): "Ale ty mamo jesteś złośliwa!" No super... zaraz potem oczywiście przytula się i mówi, że jestem najkochańszą mamą na świecie, ale dogadać też umie. No i jeszcze jedna historyjka: naklejamy wczoraj naklejki do książeczki, Weronika nie wie gdzie jedną przykleić, szuka, szuka, w końcu pokazuję jej palcem i mówię "tutaj", ona na to: "no dobrze, dobrze, nie mądrzyj się tak"