Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06
|
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
Archiwum 06 sierpnia 2007
Małż znów na fochu. On ostatnio jest jak baba w ciąży. Nawet ja chyba znośniejsza byłam! Jakiś kryzys przeżywamy, no bo i po 11 latach wypadałoby troche pokryzysować się. Czasem mam wrażenie, że kilka lat temu, przed ślubem, na studiach byłam z kompletnie innym człowiekiem. I jak przeczytałam dziś notkę Rebelki, to sobie pomyślałam, że ja też kiedyś byłam tak beztrosko i szaleńczo szczęśliwa i zakochana i, że smtne jest to, że jak przychodzi szarzyzna codzienności to już nie ma miejsca na te szaleństwa. Zazdroszczę i współczuję. Wiadomo czem zazdroszczę, a współczuję rozczarowań. Bo po wielu latach, po narodzinach dziecka, rozczarowania pojawiają się zawsze. I wcale nie oznacza to, że to tylko On się zmienił. Ja też już nie jestem taka sama jak dawniej. I największym naszym problemem jest dostosowanie się do siebie takimi jakimi jesteśmy, bo w mega zmiany nie wierzę. Osobowość kształuje się latami, wzbogacana doświadczeniami nie da się już od tak przemodelować. Brakuje nam teraz elastyczności i jakiegoś świeżego spojrzenia na siebie i na nasz świat.